Komentarze: 15
Otworzyłam drzwi. Jakaś kobieta. Niska, gruba. Wcisnęła mi w ręce pastę do zębów. I zaczęła nawijać, cienkim i cholernie nieprzyjemnym głosem. Że jakiś biały tydzień, roznosili pasty po szkole i to co im zostało, nie uwierzę, szef kazał ROZDAĆ. Podziękowałam więc i chciałam już zamykać drzwi, ale mnie zatrzymała. "A wie pani ile kosztuje taka pasta w aptece? 37 zł! Prawda, że trudno uwierzyć? A teraz może ją pani mieć za jedyne 20 zł!" "Trzeba mieć 20 zł..." "To świetna pasta, ma działanie wybielające..." "Nie ma rodziców, a ja nie mam pieniędzy" i próbuję jej oddać pastę. "No co pani, taką okazję chce pani stracić, to tylko 20 zł". Wcisnęłam jej tą pastę w ręce i zamknęłam drzwi. Nienawidzę. Mojej babci wcisnęli ostatnio jakiś zjebany aparat fotograficzny, nawet bez lampy był. A wcześniej naciągnęli ją na jakiś chujowy ciśnieniomierz. Kurwa, babka ledwo co z miesiąca na miesiąc ciągnie. W sumie pracować trzeba, ale czyimś kosztem to tak trochę chujowo.