Wstaje rano. Do szkoły oczywiście się spóźniam. Wracam po lekcjach do domu. Jest 15.30, na 16 mam być u fryzjera. Za 10 minut muszę wyjść. Ale.. włączam sobie jeszcze na chwilę komputer. Spóźniam się do fryzjera (15 minut tylko). Moja stara już jest w środku. Czekam aż jej zrobią włosy. Zrobili. Robią mi. Pani Ela, pomaga jej żabiooka dziewczyna. Stara zaczyna sapać, że jak miałam 3 latka to mi włosy prawie nie rosły, że to, że tamto. Nienawidzę tego jej sapania. I jej perfidnie chujowego sposobu palenia szlugów. Ale nieważne. W każdym razie żabiooka patrzy na mnie jak na kretynkę, później myje mi włosy. Zaczyna coś do mnie mówić. Najpierw czy woda nie za gorąca, potem coś o studniówce, w końcu gadka zaczyna się kleić, gadamy o alkoholu, chłopakach, szlugach. Myje mi te włosy przez ponad 20 minut, ale co tam. Później jeszcze pani Ela mi podcina, suszy. Później idę ze starą do sklepu, w domu jestem po 20. Patrzę: mój brat okupuje komputer. To mówię, że może obejrzymy na kompie jakiś film..., zgadza się, nie przewidując, że jak zawsze zaśnie (to był podstęp, kurwa jaka ja genialna jestem). Oglądam do końca Aniołki Charliego. No i to koniec. Na głowie mam pasemka blond (zdecydowanie za jasny) i rude (zdecydowanie za czerwone). Aż się boję na ulicę wyjść... ;)